Zaczynam się zastanawiać czy jest mi pisana choć odrobina spokoju? Kiedy zawodzi mnie kolejny stolarz, dentysta życzy sobie za walentynkową wizytę jak za złoto, to na koniec okazuje się, że mój kociak złapał zapalenie płuc. Wczoraj o 4.30 w nocy, jechaliśmy z nim do weterynarza, by ukoić jego katar, łzawiące oczka i trawione gorączką puchate ciałko. Okazało się, że płuca są zajęte i Filemona czeka tygodniowa antybiotykoterapia. Czyli codzienne wizyty na zastrzyki. Zdecydowanie jeszcze tego mi brakowało do kolekcji. Oj, wymagający czas przede mną. Co mnie zaś ratuje w takich chwilach? Talerz zupy. Dziś pieczarkowa z makaronem. Mój mąż, który nie jest wielkim fanem zup, kazał mi podzielić się z Wami tym przepisem. Bo to genialna zupa jest. Genialna w swojej prostocie i w smaku. Bardzo lekka, ale i sycąca, dzięki dodatkowi makaronu, zastępuje cały obiad. Wystarczy pokroić warzywa, podsmażyć- obowiązkowo na maśle, dzięki temu zupa smakuje pysznie i już. Zostawiamy zupę na 40 minut, a ona robi się sama. A potem, na późny obiad, który płynnie przechodzi w kolację, zjadamy talerz cudownej zupy. I życie jest jakby prostsze…
Dawno nie robiłam. Chyba już jutro ją zrobię