
Dzisiejszy Sopot, to jednak już zupełnie inne miasto. Mekka imprezowiczów, jest głośno, bardzo tłocznie i męcząco. A do tego okropnie brudno. Owszem, są enklawy ciszy i spokoju, ale mieszczą się one bardzo daleko od centrum i w zasadzie skupiają się tylko w okolicy jednego wejścia na plażę. Zdecydowanie wolę zimowy spacer po Sopocie, jest spokojnie, cicho, pięknie. Ale niestety, czasem muszę odwiedzić Sopot w sezonie. Przebijam się wtedy przez dziki tłum turystów i sprzedawców wszystkiego. Okazją do Sopockich odwiedzin był pewien Festiwal Literacki, który za siedzibę wybrał sobie właśnie to miasto. Wiadomo, sama literaturą dość ciężko się najeść- choć to jedna z najlepszych duchowych straw, więc szukałam miejsca na obiad. Wybór padł na okolice dworca, który parę lat temu został gruntownie wyremontowany. W nowoczesnym budynku, mieści się nie tylko dworzec, ale i masa przytulnych knajpek. Czyli w skrócie, jest to wizytówka miasta, a tamtejsze knajpki, to pierwsze z czym styka się turysta, wychodzący z pociągu. Zgodnie z poleceniem mojej siostry udaliśmy się do Fanaberii, czyli naleśnikarni,gdzie mieliśmy najeść się do syta. Czas to sprawdzić.
Wystrój knajpki jest bardzo przyjemny, jak się wejdzie to aż nie chce się wyjść. Jest przytulnie, ale i nowocześnie. Są i duże loże i pojedyncze stoliki, więc każdy znajdzie coś dla siebie. W menu rządzą naleśniki. Te klasyczne, jak i naleśnikowa lazania, naleśnikowe spaghetti, naleśniki zapiekane z sosami. Do wyboru do koloru! Też mieliśmy problem z wyborem. Tym większy, że po czasie okazało się, że zabrakło już gryczanego ciasta na naleśniki, oraz naleśnikowej lazanii. No cóż, wybraliśmy zapiekane naleśniki z mięsem mielonym w sosie pomidorowym, naleśnik po indyjsku i dość tradycyjny z farszem ruskim.
Po jakichś 15 minutach na stole pojawiło się zamówienie. Zapiekane naleśniki wyglądały apetycznie, naleśnik jako placek był całkiem ok, natomiast nadzienie było wyjątkowo suche. Nawet sos z wierzchu nie był w stanie tego zakryć. Zupełnie jakby naleśnik był odgrzewany z 4 razy, zanim trafił na stół. Wypadł więc dość przeciętnie. Naleśnik po indyjsku to miks bardzo aromatycznego mięsa i warzyw. Całość była naprawdę smaczna. Ruskie były zaś najlepsze. Farsz był idealny. Mój zarzut? W naleśniku ruskim nadzienie stanowiło może z 5 procent całości, było go strasznie mało, tak jakby na kuchni bali się, że go zabraknie. Mam nadzieję, że zwykle nadzienia jest więcej. Najlepsza była zaś…. surówka z marchewki. Pikantna, bardzo wyrazista. Zazwyczaj surówki z marchewki są robione na słodko z jabłkiem i śmietaną. Ta zaś była naprawdę rewelacyjna, polana dobrym olejem i posypana pestkami dyni. Dla tej surówki mogłabym odwiedzać Fanaberię co najmniej raz w miesiącu. Ale naleśniki nie zrobiły na mnie ogromnego wrażenia. Aczkolwiek nie mówię, że miejsce jest niesmaczne. Dam mu drugą szansę, kusi mnie naleśnikowe spaghetti. Mam nadzieję, że następnym razem dostanę trochę więcej farszu, a na kuchni nie będzie braków.
Fanaberia, Sopot, ul. Dworcowa 7
Mimo wszystkich zastrzeżeń ciekawe miejsce, bardzo podoba mi się wystrój.
Zjadłabym coś na mieście aby jak to mówi moja Mama "odchamić się"… szkoda, że za bardzo nie ma gdzie ;/
PS Jak tak patrze na wystrój to miejsce wydaje się ciepłe,ale wiadomo, że z jedzeniem w takich miejscach bywa różnie…
No właśnie zastanawiałam się, z czym jest ten naleśnik obok surówki z marchewki, bo taki niewypełniony się wydawał 😀 Skoro nadzienie było smaczne to tym bardziej szkoda, że było go tak mało.
Bardzo ładnie urządzone 🙂
Odwiedziłam Sopot po wielu latach i też miałam wrażenie, że to zupełnie inne miejsce, chyba nie dla mnie 🙂 a może miałam pecha i przy kolejnej okazji jednak się zachwycę 🙂
Ciekawe, czy mnie by smakowało.
🙂
niestety, nadzienia to było bardzo mało 🙁
latem nie liczę na zmianę wrażenia, ale polecam Sopot mocno po sezonie:)
nie wiem, kiedyś wrócę i sprawdzę czy to była wpadka czy jednak nie warto:)
wystrój bardzo przyjemny, miło tam było aż za bardzo, bo jedzenie troszkę gorzej:)
wystrój naprawdę super:)
A może to taka jednorazowa wpadka? 😉
Bardzo fajny wystrój 🙂 Co do jedzonka to musiałabym sama sprawdzić jak moje wrażenia 😉
🙂
siostra była kiedyś zadowolona, więc muszę wrócić i ocenić, czy to jedna wpadka, czy jednak zaczęli oszczędzać na jakości
Pysznie 🙂
Fajny wystrój 🙂
A my nigdy nie byłyśmy w Sopocie 😉
😉
teraz niewiele tracicie:)
fajnie urządzone:)
😉
Takie suche nadzienie naleśnika potrafi odebrać radość jedzenia. Szkoda. A Sopot ostatni raz byliśmy jakoś zimą 😉
Wygląda smacznie 🙂 Sopot to również moje miasto dzieciństwa, teraz zbyt dużo ludzi mi przeszkadza, chociaż miałam okazję być tak w połowie września i było ludzi tak akurat. 😉 Najgorzej jest w takim typowo letnim sezonie.
oj tak, typowo w środku sezonu nie można przejść bez tłoku i hałasu dookoła…
zimą jest najlepiej 🙂
Wystrój bardzo ładny, szkoda tylko, że jedzenie nie zachwyciło.
Bardzoooo dawno nie byłam już w Sopocie. Wtedy – jakiej 15 lat temu już były tłumy. Wyobrażam sobie co jest dzisiaj.
Pikantną surówkę z marchewką chętnie bym spróbowała, u mnie zawsze na słodko z jabłkiem 🙂
ale mi smaka narobiłaś na naleśniki 🙂