Co dobrego można zjeść w Bieszczadach? Ano wiele! Najpierw mieliśmy wałówkę od babci z Zamościa. Potem mieliśmy ognisko, ale dwa razy korzystaliśmy z opcji obiadów na mieście. Dwa zupełnie różne miejsca i dwa różne smaki.
Pierwsza recenzja, będzie dotyczyła łemkowskich smaków, mowa o lokalu Karczma Łemkowyna w Cisnej. W tym lokalu zamówiliśmy naleśniki na słodko z dżemem -akurat mało łemkowskie, oraz tartych pierogów. Bardzo ciekawe danie, które szczerze mnie zainteresowało. Cóż to tarte pierogi? Ciasto jest ziemniaczane, z tartych, surowych ziemniaków. środek to mięso, surowe, które gotuje się raz, dzięki temu nadzienie jest niezwykle delikatne i soczyste. Całość okraszono solidną dawką cebulki i tłuszczu. Takie trzy pierogi nasycą każdego. Bardzo przypominają mi litewskie ceppeliny. Aczkolwiek mają inne ciasto, i to sprawia, że ich smak jest inny, nowy i ciekawy. Naprawdę mi posmakowały te pierogi! Chętnie ich spróbuje kolejny raz. Druga część ekipy zamówiła naleśniki z dżemem i bitą śmietaną. Jestem przekonana, że były to biszkoptowe, bardzo puszyste i słodkie naleśniki. Usmażone w punkt, z całą masą słodkiego dżemu. Niestety, mało to tradycyjne i lokalne danie, ale nie zawsze ma się ochotę na coś nieznanego. Knajpa zyskała moje uznanie, było smacznie, bardzo swojsko, wystrój wyjątkowo góralsko-łemkowski. Na plus przyjazna obsługa, chociaż chwilami lekko chaotyczna. Jak wrócę w Bieszczady, to koniecznie wpadnę ponownie!
Karczma Łemkowyna, Cisna 116
Kolejne miejsce to Latarnia Wagabundy, była to najbliższa restauracja naszemu noclegowi. Wyglądała dość przyjaźnie i mocno nas kusiła. Byliśmy jedynymi gości w niedzielne popołudnie, wybraliśmy stolik w ogrodzie. Było tam pięknie, widok na potoczek, dużo zieleni i przeuroczy kociak!
Obsługa wpadła w lekki popłoch kiedy zobaczyła aż 4 osoby, było to dość ciekawe. Wystój w środku nie zachęca, dobrze, że latem i ciepłą jesienią, można zajadać na świeżym powietrzu. W środku mocno schroniskowo, i do tego tak jakby żywcem wyjęto ten lokal z lat 80. Ale przejdźmy do jedzenia.
Na pierwszy ogień poszły proziaki z masłem czosnkowym. Przepyszne! Naprawdę się w nich zakochałam, nigdy wcześniej nie miałam okazji ich próbować i byłam szczerze zachwycona ich smakiem. Puszyste, solidnie czosnkowe, pycha! Następne danie to pierogi z czosnkiem niedźwiedzim. I tutaj pierwsza uwaga, pierogi przyszły przed proziakami, czyli przed przystawką. Dość ciekawe! O pierogach z ziemniakami i czosnkiem niedźwiedzim nie mogę zbyt wiele powiedzieć. Były kompletnie zimne, niedoprawione, w środku brak ziemniaków, po prostu posiekane zielone liście czosnku. Na wierzchu polane tanią margaryną-również zimną i posypane tartym wędzonym serem, o nieprzyjemnym zapachu. Niejadalne danie i ogromne rozczarowanie. Niczym Magda Gessler, chciałam rzucić talerzem! Schabowe były mniejszym rozczarowaniem. Co prawda nie były w ogóle rozbite i doprawione, ale chociaż były ciepłe, a mięso świeże. Frytki typowo barowe, również ciepłe. Surówki smaczne, nie wiem czy samodzielnie robione, czy kupione, ale chyba najlepsze z całego zestawu. Minus za talerze, były za małe jak na ilość składników zestawu i frytki co rusz spadały z talerzy. Pstrąg był dobrze oceniony, świeży, co prawda również pozbawiony przypraw poza cytryną, ale w porównaniu z resztą dań wypadł najlepiej. Czy wróciłabym do Latarnii? Myślę,że niekoniecznie. Mam nadzieję, że młodzi właściciele będą pilnować lepiej tego co wychodzi z kuchni. Pierogi zaważyły o mojej ocenie tego miejsca, i jest ona bardzo słaba.
Proziaki… Ale narobiłam sobie smaka, jestem w ciąży i aktualnie jadłabym wszystko i ciągle 🥴
I już narobiłam sobie smaku 😀
Kocham Bieszczady <3
🙂
🙂
Jej, ale pojadłabym sobie proziaki. Pychota.
ale mi smaka narobiłaś na te pierożki….
Uwielbiam wszelkie pierogi 😀
Narobiłaś mi wielkiego smaku na te pyszności 🙂
🙂
🙂
😉
Te naleśniki jakieś takie dziwne. Z kuchni bieszczadzkiej spodziewałbym się czegoś z dziczyzny albo grzybów i owoców leśnych. 😉
Nigdy nie byłam w Bieszczadach ale są na naszej liście do zobaczenia 🙂
Jakie pyszotki. Z chęcią bym coś z tego zjadła. Tym bardziej na świeżym powietrzu, chociaż może nie o tej porze roku!
Pozdrawiam Kolorowo!
mniam
i się zrobiłam teraz głodna:D
🙂
🙂
Obowiązkowo 🙂
Popróbowałabym tych pyszności
Nie mogłam rozszyfrować co to są te proziaki ,oczywiście znalazłam przepis i przypomina on trochę podpłomyki
trochę tak!
🙂
w październiku to już ciężko o owoce leśne 🙂 a dań z grzybów nikt od nas nie lubi:)
rozumiem 😉