Nie oszukujmy się, kiedy dwójka dziadków to Litwini, pojęcie o litewskiej kuchni się ma. I nie da się wcisnąć sobie kitu, że zeppeliny mają mieć w środku mięso gotowane, tak jak i kołduny. Tata kiedyś był w tej knajpce, pozytywnie ocenił jej babkę ziemniaczaną, ale bądźmy szczerze, mój tata zje wszystko. No może prawie wszystko, ale na pewno zje wszystko to co z ziemniaków, co ma w sobie dodatkowo boczek i śmietanę. Ale do konkretów. Lokal jest dość mały, latem to nie problem, przed bistro jest bowiem spory ogródek, gdzie można spokojnie usiąść. Zimą miejsca jest mało, mimo wszystko jest przytulnie, rodzinnie i domowo. Siadamy przy jedynym wolnym stoliku przy oknie. Za nim pada śnieg i jest naprawdę pięknie. Stolik jest mały, i ciężko ogarnąć na nim wszystkie karty, każda osoba dostaje bowiem po 3. Są to karta sezonowa, karta stała i karta napojów. Nie bez problemów w końcu decydujemy się na barszcz z kołdunami, zeppeliny, manty z 3 farszami do wyboru i kibiny. Zostało czekanie.
O ile w karcie podano, że na zeppeliny czeka się około 30 minut, to naprawdę czekaliśmy tych minut 50. Większych pretensji nie mam, sama robiłam zeppeliny sporo razy i wiem,że muszą się podgotować, ale 50 minut to naprawdę sporo. Więc jeżeli marzy się Wam ten tradycyjny przysmak, to lepiej zamówcie zupę, czy inną przystawkę i uzbrójcie się w cierpliwość. Barszcz okazał się bardzo dobry, lekko pikantny, a uszka uczciwe, domowe, pełne dobrego farszu. W końcu nadszedł czas na dania główne. Zeppeliny były bardzo dobre. Nie oszukujmy się, nie są takie jak u cioci Teci, no, ale ciocia jest tylko jedna. Farszu było bardzo dużo, idealnie doprawiony i do tego naprawdę smaczne ciasto. Jedyny minus to sos do zeppelinów. Śmietana ze skwarkami oblewała solidnie mięsne kluski. Moim zdaniem sos powinien być podany osobno, w ogóle osobno powinna być śmietana i skwarki, nie każdy lubi taki miks. A po drugie sosu było za dużo. Jako, że nie znoszę śmietany, cieszyłam się, że wzięłam manty. Manty, czyli duże drożdżowe pierogi gotowane na parze. Do wyboru kilkanaście rodzajów nadzienia, warto więc wybrać opcję zmiksowania smaków. Ja wybrałam nadzienie klasyczne ruskie, z mięsem wołowo-wieprzowym, oraz ze szpinakiem, kurczakiem i fetą, a do tego sos tzaziki. Ruskie było przesolone, chociaż miało idealne proporcje twarogu w stosunku do ziemniaków. Mięsne było bardzo dobre, ale najlepsze ostatnie, czyli szpinakowe. Wyraźne w smaku, z duża porcją świeżego szpinaku, a nie papki o kolorze zgniłej zieleni. Do tego duże kawałki pieczonego kurczaka. Pycha. Kibiny czyli pieczone pierogi były nieco mniejsze niż manty, i też mamy do wyboru kilkanaście smaków, które warto spróbować. Zamówione były wołowo-wieprzowe, mięsne z ogórkiem konserwowym, oraz po meksykańsku, do całości podany był sos koperkowy. Pierogów z ogórkiem nie było, pojawiły się przez pomyłkę szpinakowe, dobre, ale podano je osobie, która szpinaku nie znosi. Najlepsze okazały się tutaj ostre i wyraziste meksykańskie. Ciasto zaś było świetne, kruche, idealnie wypieczone. Do tego surówki, świeżo robione, domowe, z marchewki i czarnej rzepy. W zalewie tartych buraczków i kiszonej kapusty jest to bardzo miła odmiana.
Ogólnie po wizycie byłam bardzo najedzona, poczułam się jak podczas wizyty u rodziny w Kownie. Było smacznie, rodzinnie. Kelnerki bardzo życzliwe i sympatyczne, bistro to rodzinna knajpa, i to zdecydowanie czuć. Z pewnością do niej wrócę, bo kilka pozycji z menu, zdecydowanie domaga się bliższej uwagi!
Bistro Familia, ulica Garbary 2/4, Gdańsk
Zjadłabym coś na mieście 😛
Wygląda pysznie 🙂
Fajnie, że czuć tam taką rodzinną atmosferę :>
Pozdrawiam serdecznie 🙂
ja też 😉
Najważniejsze, że było smacznie. Od czasu do czasu warto odwiedzi takie miejsce.
Fajny klimat i smaczne jedzenie, to jak dla mnie wystarczy, żeby tam zajrzeć jak będzie okazja 🙂
Warto tam zajrzeć. Zapiszę sobie ten adres i wpadnę przy okazji pobytu w Gdańsku. Dziękuję za opisanie tego miejsca.
Lubię takie knajpki. U nas też jest "Kresowiana. Kuchnia wschodnia". Z wielką przyjemnością od czasu do czasu zajadamy się cepelinami. Pyszne są też manty i pielmieni.
W Kownie jadłam najlepsze czebureki.
Pozdrawiam:)
🙂
polecam:)
🙂
ja w Kownie stołuję się tylko u rodziny, głównie cioci Teci, bo nic nie pobije jej dań:)
te porcje wyglądają przepysznie:D a czekanie na jedzenie to norma… my ostatnio na burgery czekaliśmy 50 min
różnie bywa z tym czekaniem:)
super, że wizyta się udała. dzięki za szczegółową recenzję. nie znam się na tej kuchni, także nie wiedziałabym, jakie mięcho ma być w środku 🙂 szkoda tylko tego długiego czasu oczekiwania…
Chciałybyśmy kiedyś spróbować zeppeliny 🙂
warto 😉
w pyzach gotowane, w zeppelinach surowe-oczywiście przed ugotowaniem:)
Same pyszności ☺
🙂
gorzej jak się jest bardzo głodnym:D
ale ładnie:)
🙂
Wudac że jedzenie pyszne.
😉
Zazdroszczę takiej uczty
Zapamiętam. Lubię takie rodzinne knajpy, gdy jestem gdzieś na wojażach. Tym bardziej z menu, które nie jest dla nas takie oczywiste 🙂 Pozdrawiam!