Kiedyś koleżanka zadała mi pytanie- z jakim zapachem kojarzy ci się dzieciństwo? Było to pytanie z tych, które pozwalały nam przetrwać trwający dwie godziny wykład z historii filozofii. Nie mam nic do filozofii, ale wykład o siódmej rano nigdy nie wzbudzał we mnie entuzjazmu. Na szczęście pojawiło się apetyczne pytanie i moja błyskawiczna odpowiedź – oczywiście,że z zapachem topionego masła. Kiedy je czułam, wiedziałam-będą leniwe, Moja koleżanka powiedziała- trochę dziwne, że nazywamy je leniwe, to tyle pracy… Tyle pracy? No, tak, obrać ziemniaki, ugotować, utłuc, wszystko zrolować, kroić, gotować. Hola, hola. Jak to ziemniaki? Leniwe to sam twaróg, jajko, trochę mąki. Koleżanka upierała się jednak, że leniwe to tylko z ziemniakami. Naszą filozoficzną dysputę zakończyłyśmy tym, że ja mam rację i prawdziwe leniwe nie zawierają ziemniaków. A jej wersję możemy nazwać ewentualnie kopytkami na słodko. W przyznaniu mi racji znacząco pomogła mi druga koleżanka, która sobie przypomniała, że tydzień temu jadła leniwe pierożki w barze mlecznym i nie pamięta dodatku ziemniaków. Leniwe jakie robi się w moim domu, są maksymalnie proste i maksymalnie pyszne. Idealne na słodki obiad pachnący dzieciństwem.
Odzielam żółtka od białek.Twaróg mielony-ja kupuję w kostce, ukręcam z żółtkami i waniliowym ekstraktem. Delikatnie dodaję mąkę. Ubijam sztywną pianę z białek ze szczyptą soli. Łączę bardzo delikatnie obie masy. Łyżeczką formuję leniwe pierożki i wrzucam je na wrzątek, gotuję dosłownie 2-3 minuty. Podaję z podsmażonym masłem, cukrem i cynamonem.
Nadrób koniecznie 🙂
Jak ja dawno nie jadłam takich leniwych. Podrzuć mi talerz, bo mam lenia ostatnio 🙂
No i teraz mnie zastrzeliłaś, bo sama nie wiem, czy u mnie w domu dawało się ziemniaki czy nie…