
Wracam ponownie do mojej ostatniej podróży. Tym razem zabieram Was do Ołomuńca, pięknego miasta, leżącego 2 godziny drogi od granicy z Polską. To miasto ma przepiękną Starówkę i mnóstwo zieleni, która aż prosi się o odpoczynek w jej cieniu. Pogoda tego dnia była kapryśna, raz słońce, raz chłodniej. Dobrze, że nie padało! Po podróży udaliśmy się na coś ciepłego do picia. Nasz wybór padł na uroczą kawiarenkę Cafe La Fee, czyli Prowansję w sercu Ołomuńca. Kawiarnia ma magiczny wręcz ogródek, który musicie odwiedzić i zanurzyć w jego pięknie. Jest natrojowo i tak relaksująco, że ciężko wyjść! W tej kawiarni zjecie śniadanie, spałaszujecie ciacho, i wypijecie różne napoje. My wybraliśmy Flat White i napar imbirowo-miętowy z miodem. Ten napar genialnie rozgrzewa, coś czuję, że to będzie mój jesienno-zimowy hit. Aż zamrożę moją ogródkową miętę, by móc robić sobie taki napar. Solidna porcja prostej przyjemności. Nieco żałowałam, że byłam solidnie najedzona po śniadaniu, bo zjadłabym jakieś pyszności z karty. A tak pozostało nam poprzestać na napojach, aczkolwiek wiem jedno, wrócę tam kiedyś na apetyczne makaroniki i tosty francuskie!
Podczas długiego spaceru, posililiśmy się pysznymi trydelnikami. Mocno cynamonowe, gorące i pachnące, umilały mi drogę po Ogrodzie Botanicznym. Jako, że spacer był wyjątkowo długi, zaczęliśmy szukać miejsca na obiad. Co ciekawe, w mieście pełno jest knajp azjatyckim i hinduskich. Dużo burgerów, kuchni greckiej czy włoskiej. Tradycyjny czeski gulasz, jest chyba mniej popularny, ale znaleźliśmy przyjemną knajpkę, dzięki opiniom w internecie. Sama bym pewnie do niej nie zaszła, bo jest niby na Rynku, ale jednak odrobinkę w bok. Lokal jest usytuowany w zabytkowej kamienicy, ale wewnątrz jest naprawdę nowocześnie. Obsługa od razu wskazuje wolny stolik, a musicie wiedzieć, że nie było ich zbyt dużo, tych wolnych. W porze obiadowej bywa tłoczno! Zdecydowaliśmy się na typowe dania dla kuchni czeskiej. Był więc wołowy gulasz z knedliczkami oraz pieczona karkówka ze szpinakiem i czymś a la kopytka. Ku mojemu zdziwieniu, nie minęło pięć minut, a obiad pojawił się na stole. Gulasz był lekko pikantny, z wyraźnym piwnym akcentem. Knedliczki były genialne, a ich ilość po prostu przytłoczyła, nawet mój wielki apetyt! Jeżeli mam się do czegoś przyczepić, to pokroiłabym wołowinę na mniejsze kawałki, mięso było pyszne, ale momentami zbyt twarde. Co do karkówki, to była w punkt. Szpinak był naprawdę smaczny, a kopytka oryginalne i pyszne. Co ciekawe, w zeszłym roku też byłam w Czechach i ceny nie wzrosły. Za dwa dania główne, jedną kawę, herbatę i bezalkoholowe piwo, zapłaciliśmy 100 zł i 40 groszy. Najedliśmy się tak, że nie było już mowy o kolacji! Serdecznie polecam, osobiście uwielbiam solidny gulasz z knedlikami, a ten był naprawdę smakowity.
ooo pycha!
Smakowicie! 🙂
Jej, nigdy tam nie byłam. Bardzo ciekawe miejsce.
Wszystko wygląda pysznie 🙂
Nie słyszałam o tym mieście 🙂 Ale jedzenie naprawdę smakowite *.*
Tez lubimy poznawać lokalne smaki 🙂
🙂
🙂
miasto jest śliczne, warte je poznać:)
polecam wypad!
🙂
🙂
Czechy mają super kuchnię. Gulasz jadłam i polecam
Nie słyszałam nigdy o Ołumuńcu 😉 Post idealny dla mnie 😀 Najbardziej lubię oglądać widoki i jedzenie z wyjazdu. Hahha!
Pozdrawiam! Miłego dnia 🙂
Zapraszam również do mnie w wolnej chwili 😉 (nie mam profilu bloggera, dlatego zostawiam link)
Wildfiret
🙂
🙂
Pierwszy raz słyszę o tym mieście. Wszystko wygląda bardzo apetycznie 🙂 Warto zwiedzać także smakiem 😉
oj kusisz do wyjazdu:)
Dania wyglądają pysznie! O miejscowości wcześniej nie słyszałam, dlatego cieszę się, że o niej napisałaś 🙂
🙂
🙂